Skąd duże oczekiwania wokół Biało-czerwonych? To niedorzeczne

Reprezentacja Polski
Obserwuj nas w
fot. Grzegorz Wajda Na zdjęciu: Reprezentacja Polski

Reprezentacja Polski zgodnie z oczekiwaniami przegrała z Holandią w meczu pierwszej kolejki Ligi Narodów UEFA. Po spotkaniu lawina krytyki spadła na głowę selekcjonera reprezentacji Polski. Po obejrzeniu drugiej połowy meczu w wykonaniu Biało-czerwonych jest to dla mnie zrozumiałe. Zastanawia mnie jednak, czy ta krytyka nie jest za duża, w porównaniu do oczekiwań od zespołu.

Czytaj dalej…

  • Kolejny ciężki sen po spotkaniu reprezentacji Polski
  • Czarowanie rzeczywistości wokół Piotra Zielińskiego przez mainstreamowe media
  • Jerzy Brzęczek decyduje o stylu gry zespołu, tak krawiec kraje jak mu materiału staje

Reprezentacja Polski rozegrała w piątkowy wieczór swój piąty mecz w Lidze Narodów UEFA. Jak na razie zaliczyła trzy porażki i dwa remisy. Z placu gry na tarczy podopieczni Jerzego Brzęczka schodzili po starciach z Portugalią, Włochami i Holandią. Biało-czerwoni mieli okazję mierzyć się tym samym z potęgami nie tylko europejskiej, ale i światowej piłki. Każdy mecz był co prawda przegrany, ale z drugiej strony gra z tak mocnym przeciwnikiem myślę, że w przyszłości musi zaowocować rozwojem.

Za wysokie progi

W ostatnich latach dużo mówiło się w naszym kraju o tym, że Polski Związek Piłki Nożnej powinien obrać kierunek, jaki został obrany przez Holendrów w sprawie szkolenia młodych piłkarzy. Należałoby postawić na rozwój młodzieży, bo to w przyszłości da efekty. Dzięki takiemu postawieniu sprawy dzisiaj reprezentacja Holandii ma w składzie swojej ekipy takich zawodników jak: Matthijs De Ligt, Frenkie De Jong, czy Donny van de Beek. Wynik piątkowej potyczki co prawda nie odzwierciedlał różnicy klas, jaka była na boisku. Kultura gry, wymienność pozycji, zachowania przy akcjach ofensywnych i defensywnych pokazały jednak, że miejsce Biało-czerwonych przynajmniej na razie na pewno nie jest w Dywizji A Ligi Narodów i niestety UEFA wyrządziła krzywdę polskim piłkarzom, dając im po raz kolejny możliwość sprawdzenia się z zespołami z absolutnego topu.

Czy ktoś tego chce, czy nie, ale miejsce polskich klubów, jak i reprezentacji, jest znacznie niżej. Naszymi rywalami muszą być drużyny pokroju Dynamo Miński, Malmoe, czy Hammarby, bo z takimi ekipami polscy piłkarza mogą jeszcze czasem stanąć na wysokości zadania i rywalizować jak równy z równym. Gdy jednak przyjdzie nam się mierzyć z zespołami ze szczytu europejskiej piłki, to wówczas kończy się to zwykle katastrofą. Nawet jedno zwycięstwo z takim rywalem niewiele daje, bo jedna jaskółka wiosny nie czyni.

Na pierwszy rzut oka, śledząc spotkanie Holandia – Polska więcej nazwisk piłkarzy znanych z występów w czołowych europejskich klubach można było na upartego dostrzec w szeregach “Orłów Brzęczka”. Wyróżniali się Wojciech Szczęsny, Kamil Glik, Grzegorz Krychowiak, Piotr Zieliński, czy Krzysztof Piątek. Co z tego, skoro Memphis Depay robił co chciał na boisku, wyróżniając się niezwykłą ochotą do gry. Virgil Van Dijk udowodnił, że Krzysztof Piątek dobrze zrobił, że swego czasu nie dołączył do Tottenhamu Hotspur, bo Premier League uwypukliłaby wszystkie mankamenty w grze polskiego napastnika, w momencie, gdy 25-latek musiałby rywalizować z rosłymi defensorami drużyn rywali.

Chuchać i dmuchać na Zielińskiego

Światełkiem w tunelu może być w naszych szeregach Piotr Zieliński. Tylko przedstawiciele mainstreamowych mediów muszą przestać od tego piłkarza oczekiwać bramek i asyst w każdym spotkaniu. Niech “Zielu” robi swoje na boisku, a powinno wszystko się ułożyć. W starciu Biało-czerwonych przeciwko Oranje momentami było widać niezwykłą finezję w grze byłego zawodnika Udinese Calcio. Występy w Serie A służą Zielińskiemu i to widać.

Ostatnio na świeczniku jest Thiago Alcantara. W powszechnej opinii reprezentant Hiszpanii został uznany za najlepszego zawodnika meczu finałowego Ligi Mistrzów, mimo że bramki nie zdobył. 29-latek w drużynie narodowej zaliczył 38 występów, w których strzelił zaledwie dwa gole. Nie chcę nawet myśleć, jak polscy dziennikarze miażdżyliby tego pomocnika za pomocą słów i klawiatury, gdyby ten grał w reprezentacji Polski. Należy w końcu zrozumieć, że Zieliński to podobny typ piłkarza. Potrafi wspomagać defensywę, radzi sobie na skrzydle, może kreować grę w środku pola, ale nigdy nie będzie tak skuteczny, jak Leo Messi, czy Cristiano Ronaldo. Nie dlatego, że brakuje mu klasy, ale to nie ten typ zawodnika po prostu.

W przypadku Zielińskiego nie powinniśmy czekać na to, aż zawodnikowi “coś przeskoczy”, na co liczy trener Jerzy Brzęczek, a po prostu liczyć na to, że Zieliński wyróżni się w trakcie meczu długim zagraniem na kilkadziesiąt metrów, świetnym prostopadłym podaniem między dwóch obrońców, nieszablonowymi rozwiązaniami akcji. Tego oczekujmy od “Ziela”, który sam najlepiej wie, co ma robić na boisku.

Piękna dla oka gra to nie ten rozmiar kapelusza dla polskich piłkarzy

Co do samej gry reprezentacji Polski wszyscy twierdzą, że zagraliśmy przeciwko Holendrom na żenująco słabym poziomie i z taką grą nie mamy czego szukać na Euro. Prawda jest jednak taka, że tylko grą w stylu reprezentacji Grecji z 2004 roku jesteśmy w stanie coś ugrać na europejskim czempionacie. Przypominam, że kilka lat temu na Euro 2016, gdy Biało-czerwoni awansowali do 1/4 turnieju, dwukrotnie ich mecz rozstrzygnąć musiał konkurs rzutów karnych. Rewelacjami turnieju nie byli piłkarze reprezentacji Polski, którzy nie byli chwaleni przez światowe media za grę. Taki zaszczyt przypadł Walijczykom, czy Islandczykom, mimo że wyspiarze w ćwierćfinale turnieju przegrali 2:5 z Francją.

Bazą do tego, aby powalczyć o podobny sukces na mistrzostwach Europy, jak to miało miejsce w 2016 roku za kadencji trenera Adama Nawałki, jest dobra gra w defensywie. Myślę, że tu wiele osób będzie ze mną zgodnych, że akurat Jan Bednarek i Kamil Glik spisali się w piątkowym boju dobrze. Gdyby nie ta dwójka, porażka Biało-czerwonych mogłaby być wyższy. A tak jest nadzieja, że Brzęczek naprawdę ma plan na grę reprezentacji Polski. Tyle krawiec kraje, ile mu materiału staje.

Łukasz Pawlik

Komentarze